Melodramat dla facetów. Dość duża dawka brutalności, wysmakowane kadry, wręcz eteryczny soundtrack ze znakomitymi kawałkami do jazdy samochodem(szczególnie Nightcall), główny bohater, którym chciałby być każdy facet - bad ass i milczący mściciel, szantaż emocjonalny w końcówce - porzucenie kobiety, miłości dla jej własnego dobra i odjazd w siną dal , z łzami w oczach i przy słowach piosenki "Real human being And a real hero".
Po drugim seansie okazuje się,że scenariusz nie jest nieznośny, a całość nie wypada tak nudno jak za pierwszym razem. Aż chce się wsiąść do samochodu, odpalić College & Electric Youth - A Real Hero i z młotkiem za paskiem wozić się nocą po drogach.
Nawróciłem się. Najlepszy Refn, chociaż do tej pory bredził i bełkotał. Szkoda,że za wiele się nie zmienia - OGF. Oby wrócił do takiego kina, gdzie ktoś inny pisze mu scenariusze, a on bawi się jedynie neonami i kolorytowymi wykładzinami.
Mnie też, dopiero za drugim razem, ten film przekonał. Oby więcej takich pozytywnych zaskoczeń!
"główny bohater, którym chciałby być każdy facet - bad ass i milczący mściciel"
Nikt normalny nie chciałby być jak główny bohater, a więc odludkiem z zaburzeniami, które uniemożliwiają mu realizowanie prawdziwej kariery i zmuszają do mieszkania w zapyziałej części miasta. To wzór dla zagubionych dzieciaków, które już są milczące, ale nie są ani bad ass, ani mścicielami (choć niektórzy z nich jakby mogli to by się mścili na społeczeństwie, które obwiniają za swoje niepowodzenia).