Czy Tarnatore chce nam swoim najnowszym filmem powiedzieć, że nie ma szczerej przyjaźni i
prawdziwej miłości, a wszystko jest mistyfikacją? Oczywiście niczego tu nie uogólniając.
Raczej nie, a tylko ukazuje, jak często uczucia mogą stać się fałszywe, tak jak fałszerstwem
stają się niektóre licytacje obrazów prowadzone przez Virgila. Twórcy ''Iluzji'' mogliby się dużo
nauczyć od włoskiego reżysera, bo ich oszukiwanie widza, ma się nijak do tego w ''Koneserze''.
Wspomniany Virgil, ekscentryczny jegomość, z manierami większymi niż Kosmos, nieufny na
otoczenie, wielce ostrożny, otwierając drzwi do swojego świata, wpuszcza manipulacje i daje
się omotać w sposób, nie da się tego ukryć, dosyć naiwny.
Kryjąc strach przed kobietami, daje się ponieść emocjom i tajemniczości płci pięknej, a w
momencie ''przekroczenia przez niego obcych drzwi'', za którymi istnieje ona, jego życie już na
zawsze ulega zmianie. Złudzenia stają się rzeczywistością.
Pomimo, iż taki wariant zdarzeń sam obrałem jako najbardziej prawdopodobny, i tak zostałem
pewnymi niuansami zaskoczony. Niech to pozostanie moją tajemnicą.
''Koneser'' ma prawo pochłonąć widza do reszty, nie tylko za sprawą planu, który okazał się
równie banalny co rewelacyjny, ale przede wszystkim dzięki płynnemu scenariuszowi.
W momentach gdy film nawet lekko zwalnia tempo, ono i tak nie jest tu piorunujące, można
podziwiać grę aktorską, a jest co pooglądać. Oczywiście postaci będące w cieniu Virgila,
prezentują porządnie swój kunszt, ale to Jeffrey Rush, odtwórca jego roli, skradł tutaj wszystko
dla siebie. Rewelacyjny pod każdym względem. Nie wiem czy można się do czegoś przyczepić.
Tym samym aktor ten, staje się moim murowanym kandydatem do Oscarów, które są przed
nami. Zresztą nie tylko stawiam na niego, ale i na cały obraz Giuseppe Tarnatore jako
najlepszy film 2013, a trochę tegorocznych produkcji już widziałem, więc mam porównanie.
Włoch zadbał w swoim dziele o co tylko się dało. Wymieniłem scenariusz, wymieniłem
aktorstwo, wymieniłem samo ukazanie intrygi, ale nie tylko to zasługuje na uznanie. Plusami
są też liczne kapitalne zdjęcia, zaglądanie w niecodzienne miejsca za sprawą oka kamer,
muzyka Ennio Morricone rozpływająca się w powietrzu, dzięki czemu poczuć można
emocjonalność, zagadkowość, nawet niepokój w dalszej odsłonie filmu, a przede wszystkim
napięcie, które jest budowane powoli, stopniowo i konsekwentnie. Wszystko staje się
wyrafinowane, a historia człowieka, znającego się jak mało kto na fałszerstwie, który wpada w
sidła naiwności, zostając tym samym pozbawionym nie tyle dóbr co resztek wiary, jest prostym
przykładem tego, jak niczego tak do końca nie jesteśmy pewni.
Virgilowi pozostały tylko puste ściany, wspomnienia i rozgoryczenie.
A podobno nie ma zbrodni doskonałej.
''Koneser'' mimo zarzucanej mu przez niektórych przewidywalności, jest opowieścią
wciągającą i ciekawą. Patrząc na wysoką ocenę fw, jak widać, nie należę do wyjątku w tym
stwierdzeniu.
Nieoczekiwanie koniec obecnego roku, przyniósł kilka ''perełek'' (dziś o wyjątkowych filmach tak
trzeba mówić, bo jest ich jak na lekarstwo), ciekawych i porządnych pozycji, których kino i my
przede wszystkim tak potrzebujemy. Już byłem święcie przekonany, że ta posucha będzie trwać
w nieskończoność.
Tą intrygę, szytą grubymi nićmi, oceniam ''aż'' na 9/10 i jednocześnie dorzucam do ulubionych.
Pozostaje tylko polecić ten kryminał innym, bo jakby nie patrzył, zasługuje na to bez gadania.
Wątpię żeby Akademia wybrała ten film jako najlepszy film 2013 roku. Oscary dawno nie są w moich oczach wyznacznikiem jakości kina.
Ładna recenzja.
Nadal wysokie miejsce i równie wygórowana ocena 8.0, a jakoś nawet nominacji dla Geoffreya Rusha nie było.
Mocno pominięty... ale i tak w tym roku jestem zadowolony z Oscarów:) Moi ulubieńcy dostali:)
No ja jestem zadowolony z wyróżnienia dla ''Ona'' z Phoenixem, bo w sumie typowałem ten film, na zwycięzcę za najoryginalniejszy scenariusz.
Film jest genialny ale przyznam się bez bicia że ja zaliczam się do grona kinomaniaków zarzucających filmowi przewidywalność.Prawdopodobnie połowa mojego życia upłynęła na oglądaniu filmów,tysiące zarwanych nocy przed telewizorem i setki weekendów na sali kinowej sprawiło że mało jaki film jest w stanie zmylić moją czujność.Zaskoczenia wielkiego nie było,ale dialogi,zdjęcia,muzyka i aktorstwo wszystko rekompensuje. Osobiście nie uważam aby "koneser" został najlepszym filmem roku,ale co do najlepszego aktora nie byłbym juz tego taki pewien(rewelacyjny Geoffrey Rush).
Czy przewidywalność jest tutaj najważniejsza? Ej,chyba nie i nie o to w tym filmie chodzi. Co do reszty w pełni się zgadzam, Tornatore naszpikował ten film symboliką dając wspaniały obraz. Oby więcej takich filmów:)
Wydaje mi się, że gdyby Tornatore chciał, aby film nie był przewidywalny, to niewielu z nas by się domyśliło zakończenia w połowie seansu :)
,,Prawdopodobnie połowa mojego życia upłynęła na oglądaniu filmów,tysiące zarwanych nocy przed telewizorem i setki weekendów na sali kinowej sprawiło że mało jaki film jest w stanie zmylić moją czujność"
hmm. zatem polecam Ci dwie propozycje: ,,Zagubiona autostrada" oraz ,,Mulholland Drive". filmy wyprowadzą Cię kompletnie w pole. Trzeba obejrzeć parę razy żeby zacząć coś łączyć a wszystkiego nie jest się w stanie ogarnąć. Mam zamiar zobaczyć jeszcze Arizona Dream ale póki co się zbieram...
No tak,łamigłówki Lyncha:).Znam te filmy,trochę czytałem i sporo słyszałem ale nie widziałem. Dzięki za przypomnienie że mam takie zaległości:).Na pewno obejrzę,choć wiem że do najłatwiejszych nie należą.
Podobał Ci się Mullholland Drive i zagubiona autostrada ? Może filmy są zaskakujące i trudno je rozszyfrować,ale co z tego ? Jak się rozwikła zagadkę,dochodzi się do wniosku,że nie warto było tego robić. Bo co się niby odkryło ? moim zdaniem oba te film to klasyczny przerost formy nad treścią i nie warto tracić czas na ich oglądanie. Oczywiście nie chcę nikogo obrazić. To tylko moja prywatna opinia :0
W filmie ,,Zagubiona autostrada" sam widz dopowiada jakie jest zakończenie. Przynajmniej tak mi się wydaje.
Nie zapominaj o genialnym serialu Lyncha - Twin Peaks, który jest arcydziełem i
tam jest wyższy poziom niż w jego filmach Mullholland Drive i Zagubiona autostrada.
Z Twojej "postowej biografii" wynika, że mógłbyś być bardziej przekonywującym Virgilem niż Rush.
Polecam więcej spacerów ;)
"Czy Tarnatore chce nam swoim najnowszym filmem powiedzieć, że nie ma szczerej przyjaźni i
prawdziwej miłości, a wszystko jest mistyfikacją?"
Co za bezsensowne założenie. Ani razu nie pomyślałem, że reżyser mógłby chcieć to przekazać...
To tylko hipoteza, która ma się jednak nijak do całego obrazu, ale gdybyś przeczytał dalej, a nie wyrywał pierwsze zdanie z kontekstu, to byś o tym wiedział. Poza tym, jeżeli Ty o tym nie ''pomyślałeś'', nie oznaczać musi zaraz, że innym nie mogło przejść to przez głowę.
a może tak: 1. każdy ma swój czuły punkt, nawet osoby perfekcyjnie "zarządzające" swoim życiem, 2. oszust, manipulant, kłamca może wpaść we własne sidła - niewykluczone, że w głowie sprzedajnej, wyrafinowanej dziewczyny przebijać się będzie nieśmiało wątpliwość, która czasem rzuci cień na konsumowany przez nią sukces.
Taka sama sytuacja jest w filmie Scotta ''Naciągacze''. Oszust, manipulant, który ostatecznie wpada we własne sidła. Czy twórcy nie mają prawa ukazywać w swoich filmach historii ludzi, którzy kopiąc pod kimś dołki, sami w nie wpadają?
hey
a dzięki za pomysł na następny seans w wolnej chwili, nie widziałam, ale tytuł już sobie zakodowałam w głowie:)
Odkryłem karty pisząc o tym, czy o tamtym, więc nie sądzę, by seans smakował koleżance. Ale i tak warto :)
spokojnie, nie oglądam filmów dla bycia "zaskoczoną" zakończeniem...czasem po seansie utkwi w głowie jakieś zdanie, gest lub ogólne wrażenie, które wskazują w trudny do opisania sposób, że warto było zobaczyć ten film
zgadzam się z wypowiedzią,...film po mistrzowsku nakręcony,...niesamowity klimat -- poczułam się poruszona i oszukana podobnie jak główny bohater
Justynko, oglądaj więcej filmów. Nie dasz się nabrać.
"Film po mistrzowsku nakręcony" - pozwolę sobie zostawić bez komentarza.
Pozdrawiam.
Włączam ten film drugi raz, pierwszy raz był w kinie ze 3 lata temu, skusza mnie Rush, wzroku nie da się oderwać, ale już jest mi smutno, jak on skończy.. Bardzo to na mnie oddziaływuje, ten kontrast i to ujęcie problemu - ułożony mężczyzna z zasadami, tak dający się wywieźć w pole za odrobinę uczucia.
Film obejrzałem wczoraj, bardzo mi się podobał, chociaż jak duża część osób napisała jest od pewnego momentu dość przewidywalny. Zastanawiają mnie tylko trzy rzeczy - w każdym fałśzerstwie jest coś autentycznego, czy w przypadku oszustwa na Virgilu, autentyczny był on sam i jego miłość? Jeśli tak, to dlaczego nie powiedział Claire o częściach robota, które podbierał? I jak uznał falsyfikat robota za prawdziwy? Może robot był prawdziwy, ale koniec końców go podmieniono?