Moim zdaniem to nie jest komedia, choć z początku może tak wyglądać. Początkowo sympatia widzów jest kierowana w stronę Ernesta i wydaje się on być "tym dobrym". Eksponowane są jego przywary - nieudolność życiowa, cwaniactwo, agresywność. Mimo tego wydaje się, że jest to celowe przerysowanie. Potem zaczynają się jego problemy i film traci cechy komedii, a przeradza się raczej w film obyczajowy. Pod koniec filmu okazuje się, że jednak to Babowsky postawił na swoim, a widz uświadamia sobie, że moralna racja była po jego stronie.
DeVito zagrał bardzo przekonującą postać - szarego, pełnego wad człowieka, który traci wszystko - żonę, pracę, dom - a mimo to żyje dalej, przyznaje swoją porażkę. Słabą stroną filmu jest jednak to, że nie najwyższych lotów komediowe akcje odwracają uwagę od tego, co jest w tym filmie wartościowe.